Codziennie rano podczas krótkiej przechadzki od bloku, w którym mieszkam, do miejsca, w którym zazwyczaj parkuję swój samochód uderza mnie myśl, że kolejny ranek jest coraz zimniejszy i jeszcze trochę, a nastanie prawdziwa, śnieżna i bardzo mroźna zima, która jak co roku zaskoczy wszystkich kierowców, a zwłaszcza władze miasta, które będą musiały zacząć wydawać pieniądze na odśnieżanie ulic. Przykładowo, dzisiaj rano po dotarciu do auta zauważyłam, że mój cały ford pokryty jest szronem, którego bez rozmrożenia nie dało się zdrapać. Miałam nawet problem z otworzeniem drzwi, które zwyczajnie przymarzły do korpusu auta. Po wielu próbach udało mi się je otworzyć, po czym włączyłam ogrzewanie i zaczęłam skrobać oblodzone szyby. Wszelkie zabiegi przygotowujące auto do wyjazdu z parkingu trwały blisko dwadzieścia minut, przez co spóźniłam się nieco do pracy. Dyrektor działu jakości nie byłby sobą, gdyby nie zwrócił uwagi na moje spóźnienie, stąd cały dzisiejszy dzień upływa mi w kiepskim humorze.
Jeśli teraz, w połowie listopada, mam taki problem z rozgrzaniem auta przed wyjazdem spod bloku, co to będzie gdy przyjdzie prawdziwa zima ze śniegiem po kolana? Chyba wtedy będę musiała wstawać pół godziny wcześniej, by zdążyć uruchomić auto i dotrzeć do pracy na czas. Wykonywany przeze mnie zawód, inżynier ds. jakości Ruda Śląska, wymaga punktualności, której zima na pewno nie raz zagrozi.